Zdjęcia kosmosu z przydomowego tarasu
Skąd to się wzięło?
Jako dziecko interesowałem się astronomią i bardzo często oglądałem zdjęcia kosmosu w książkach lub czasopismach wykonane przez największe ówczesne teleskopy. Pobudzały one wyobraźnię i zachęcały do pogłębiania wiedzy na ten temat. Późniejsza rewolucja technologiczna, a w szczególności cyfrowa w fotografii spowodowały, że tego rodzaju zdjęcia stały się możliwe do wykonania przez zwykłych śmiertelników za pomocą o wiele bardziej dostępnych środków. Dziedzina ta rozwinęła się szczególnie w ostatnich latach, a amatorzy potrafią wykonywać fascynujące zdjęcia kosmosu, które często przewyższają jakością te sprzed lat. Dzięki całemu temu postępowi taka możliwość stała się również dostępna dla mnie, postanowiłem więc się przekonać na ile jestem w stanie temu sprostać i przy okazji zrealizować moje “artystyczne” wizje.
Na czym więc polega ten technologiczny postęp?
Po pierwsze cyfrowa fotografia. Matryce współczesnych aparatów są nieporównywalnie czulsze niż klisza filmowa używana niegdyś w analogach. Zdjęcia takie możemy wykonać zarówno typową lustrzanką cyfrową, jak i specjalną kamerką dedykowaną do tego typu zdjęć. Kamerka jest o wiele prostszym urządzeniem, posiada tę samą matrycę co aparat, ale można ją schłodzić nawet do -40 stopni poniżej temperatury otoczenia. Dzięki temu minimalizujemy szum matrycy i otrzymujemy zdjęcie o większej szczegółowości. Po drugie, mamy do dyspozycji specjalne filtry, które przepuszczają tylko bardzo wąski zakres widma światła, którym akurat świecą obiekty mgławicowe. Eliminujemy w ten sposób zanieczyszczenie nocnego nieba światłem z ulicznych latarni, domów, itp., zwiększając kontrast pomiędzy tłem nieba a obiektem. To właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie fotografować te bardzo słabe obiekty, nawet z centrum miasta. Ale uwaga, mimo wszystko nic nie zastąpi prawdziwie ciemnego nieba, z dala od wszelkiej cywilizacji. Wtedy zazwyczaj osiągamy najlepsze rezultaty. No i po trzecie, sprzęt optyczny, teleskopy stały się o wiele bardziej dostępne cenowo i jakościowo. A do tego typu fotografii możemy nawet użyć zwykłego obiektywu, którym posługujemy się również przy robieniu tradycyjnych zdjęć.
Pomimo tych wszystkich udogodnień astrofotografia jest zdecydowanie jedną z najtrudniejszych dziedzin fotografii i nadal stanowi nie lada wyzwanie dla każdego, kto chciałby ją uprawiać, ale daje równocześnie ogromną satysfakcję z uzyskanych rezultatów.

Na czym polega proces i główne trudności?
Wymienię może w punktach:
- Przede wszystkim fotografujemy bardzo słabo widoczne obiekty, wymaga to więc co najmniej kilku godzin naświetlania, aby uzyskać zadowalający rezultat. Ale podczas tego procesu bardzo wiele rzeczy może pójść nie tak, dzielimy go więc na wiele (często kilkaset) 2-5 minutowych ekspozycji. W razie problemów wyrzucimy do kosza jedną czy kilka, a nie całą kilkugodzinną sesję.
- Potrzebne jest mega-precyzyjne prowadzenie teleskopu za przesuwającym się w trakcie ekspozycji niebem. Ziemia obraca się, więc wszystkie obiekty na niebie przesuwają się tak jak słońce czy księżyc. Aby skompensować ten ruch potrzebna jest specjalna głowica na statywie, tzw. montaż paralaktyczny. Montujemy na nim nasz teleskop, który następnie obraca się wraz z ruchem ziemi. Ogarniamy ten proces za pomocą specjalnego oprogramowania i dodatkowej, małej lunetki z dodatkową kamerą, która śledzi obiekt, robi co kilka sekund zdjęcie, oblicza odchyłki i kompensuje ruch głowicy w czasie rzeczywistym. Czasami wystarczy silniejszy podmuch wiatru i ekspozycja wędruje do kosza. Czy powyższe wygląda wystarczająco zniechęcająco??? 😀
- To jeszcze dorzucę kwestie sprzętowe. Oprócz dwóch kamer, jednej głównej i jednej prowadzącej oraz montażu paralaktycznego, mamy jeszcze sprzęt wspomagający; fokuser, odraszacze, zasilacze, itp. To wszystko połączone jest kablami (zasilającymi lub USB) a dane przesyłane są do komputera, który za pomocą licznych sterowników i oprogramowania wszystkim tym steruje. Nie muszę dodawać, że całość pracuje na zewnątrz, przy zmiennych temperaturach i wilgotności. Więc jak można się domyślić, tutaj jest wiele okazji, żeby coś odmówiło posłuszeństwa.
- No i jeszcze kwestie pogodowe. Żyjemy w kraju, gdzie pogodnych dni i nocy nie ma zbyt wiele. W dodatku duża wilgotność powietrza nie ułatwia sprawy. Jeśli do tego dodamy fakt, że takie zdjęcia możemy robić niemal wyłącznie w bezksiężycowe noce, to nasz czas w ciągu roku robi się bardzo ograniczony. Nieraz zdarzało mi się, że w pogodną noc przychodziły jakieś cienkie, ledwie widoczne chmury i rujnowały całe ekspozycje lub całonocną sesję.
- O robieniu tzw. ekspozycji kalibracyjnych może już nie będę wspominał 😉 Nie są one niezbędne, ale dzięki nim jesteśmy w stanie znacznie poprawić jakość zdjęcia końcowego.
Jednak cały ten proces zbierania materiału można w dużym stopniu zautomatyzować i nie ma konieczności stania i marznięcia przy teleskopie przez kilka godzin. Obecnie mogę tym wszystkim sterować z domu za pomocą tabletu oraz wi-fi, kontrolując tylko od czasu do czasu parametry i reagując w razie potrzeby.
Po zebraniu materiału w postaci tych kilkuset zdjęć następuje proces obróbki. Czyli połączenia ich wszystkich w jedno, ale o dużo większej jakości i szczegółowości niż pojedyncza ekspozycja. Potem to jedno zdjęcie obrabiamy w specjalistycznym programie graficznym (czasami wystarcza jakikolwiek w miarę zaawansowany program do obróbki zdjęć), usuwamy wady, dopieszczamy i gotowe. Ale to też jest wbrew pozorom czasochłonny i złożony proces.

Koszty tej zabawy?
Próg wejścia w to hobby nie wydaje się wysoki. Wystarczy zamiast teleskopu obiektyw, a zamiast kamerki aparat, który postawimy na solidnym statywie i będziemy nim robić kilkunastosekundowe nieruchome ekspozycje. Następnie poskładamy wszystkie w jedno zdjęcie za pomocą dostępnego darmowego oprogramowania. Można w ten sposób zarejestrować większe mgławice, gwiazdozbiory, galaktykę w Andromedzie, czy fragmenty Drogi Mlecznej. Ale jak już zechcemy bardziej zgłębić czeluści kosmosu, to stopień komplikacji i zarazem koszty rosną proporcjonalnie do naszych oczekiwań. Można rzec, że jedynie sky is the limit.

A nie wspomniałem jeszcze o tym, że istnieją usługi wynajmu takiego sprzętu przez firmy, które mają rozmieszczone swoje teleskopy na całym świecie. Można taki teleskop wraz z osprzętem wynająć na kilka godzin, skierować na odpowiedni obiekt, ustawić parametry ekspozycji i po zakończeniu cieszyć się gotowymi do dalszej obróbki plikami z serwera. Zaletą takiego rozwiązania jest również to, że taki teleskop znajduje się w bardzo dobrym klimacie, z dużą ilością pogodnych nocy i obejmuje często obszary nieba, które z naszej szerokości geograficznej są kompletnie niedostępne. Koszt takiej zabawy? Już od kilkudziesięciu $ za godzinę. Można też wynająć takie miejsce i postawić na nim swój własny sprzęt. Za cenę kilkuset $ abonamentu miesięcznie jest on regularnie doglądany i serwisowany. Moi znajomi korzystają z takiego rozwiązania odpowiednio w Hiszpanii i w Chile, kontrolując cały proces fotografowania za pomocą Internetu.

Obecnie używam dwóch zestawów do fotografowania. Większy stoi na tarasie i składa się ze sporego montażu paralaktycznego i niewielkiego (na razie) teleskopu o średnicy obiektywu 70mm oraz ogniskowej 350mm. Mniejszy to tzw. zestaw mobilny. Mieści się w większej walizce i zabieram go do samolotu lub samochodu w miejsca, gdzie jeszcze jest prawdziwie ciemne niebo. Składa się z małego montażu na statywie, obiektywu fotograficznego o ogniskowej 135mm i tej samej kamerki, którą wymiennie używam z większym zestawem.

Czy to jest rzeczywiście takie skomplikowane?
No zdecydowanie nie jest to proste. Niektórzy jednak dają sobie z tym radę 😉
Zainteresowanych zapraszam na moją stronę internetową piotrczerski.com lub facebook.com/PiotrCzerskiFotografia po więcej zdjęć.